wtorek, 18 maja 2010

preludium

To zawsze zaczyna się tak samo.

Więc stoisz przy zlewie i zmywasz talerze umazane duszonymi pomidorami.
Widelce oblepione ziemniakami i świeżym jeszcze kilka kwadransów temu koperkiem. Noże panierką. Skrobiesz przypaloną z nieuwagi – bo w trakcie obiadu, by zaoszczędzić czas, odkurzyć, zmyć po śniadaniu, pranie nastawić – patelnię. Paznokciami. Wszystko na suszarkę, ale to nie koniec – wytrzeć blaty, podlać kwiaty, nakarmić kota, umyć kuwetę, powiesić pranie. Przeklęta poszwa jest dłuższa od Ciebie, więc zaplątujesz się w nią trzy razy plus raz omal nie wywracasz, zanim ją złożysz, równiutko – aby się nie gniotła – i powiesisz – wzdłuż, aby szybciej wyschła. Umyć wannę po praniu, kibel po sikaniu i przedpokój po chodzeniu.

Pada. Niby wiosna a pada cały czas.