niedziela, 5 lutego 2012

Diana uczy się strzelania z procy

"Na sirotku podwurka rosnoł rurze. Posadzone na klombie wyglołdajom ślicznie szczegulnie rano gdy siwieci na nie słonice".

Te słowa zapisałam w pierwszym pamiętniku, w zeszycie w linie, w szaroniebieskiej okładce z papieru z makulatury. Miałam pięć lat i żyłam w bajce.

Nasze mieszkanie pachniało drewnem i książkami, podłoga trzeszczała przy najlżejszym kroku, ale była zwodniczo śliska, szczególnie tuż po jej wypastowaniu. Łatwo było rozpędzić się i rozbić sobie głowę o krawędź olbrzymiej szafy w przedpokoju, której front przypominał każdy inny mebel z czasów prl.

Niekiedy nie było ciepłej wody, a czasami trzeba było poddać się strasznemu zabiegowi mycia głowy (zawsze łączył się z dzikim ujadaniem oraz potokiem łez), ale w łazience było magiczne półokrągłe okienko, przez które było widać uliczkę prowadzącą do zieleniaka oraz do sklepu, gdzie miłe panie dawały dzieciom parówki spod lady.

Za tym oknem rozciągał się prawdziwy świat wolności. Na podwórko wychodziła jeszcze jedna dziewczynka. Przeważnie spotykałyśmy się na brzegu nieczynnej fontanny, tuż pod osłoną gałązek największej wierzby płaczącej, jaką widziałyśmy w swoim życiu. Niestety, któregoś dnia, tuż po dniu dziecka, chciałam pochwalić się swoją pierwszą lalką, którą babcia kupiła dla mnie w Pewexie. Lalka nazywała się Diana i miała ubranka na zmianę, umiała też ruszać rękoma i nogami. Niestety tego dnia na brzegu fontanny okazało się, że nie byłam wyjątkowa - dziewczynka przyniosła swoją Dianę, identyczną, posiadającą taki sam komplet ubrań. Tego dnia nasza przyjaźń legła w gruzach, a ja uznałam, że nie warto się zadawać z dziewczynami.

Od tej pory przynależałam do bandy podwórkowych chłopaków. Wprawdzie wprawiałam moją mamę w zakłopotanie pytaniami w rodzaju "ale gdzie ja mam jaja, bo chcę wiedzieć gdzie mnie kopnie Ignaś?", ale za to wszystko stało się łatwiejsze. Nie musiałam się martwić o to, że któryś z kolegów będzie miał taką samą lalkę - chodziliśmy na zwiady, własnoręcznie robiliśmy proce, strzelaliśmy do liści i łaziliśmy po drzewach.

Moje ubrania nie zachowywały czystości zbyt długo, zawsze w dziwnych okolicznościach zanurzały się w błocie, ocierały o korę drzew albo płoty, ale przynajmniej spędzałam czas aktywnie, i na świeżym powietrzu.

Bo co Wy byście zrobiły, gdyby ktoś powiedział Wam, że Wasza lalka wcale nie jest wyjątkowa?