środa, 20 lipca 2011

Pragnienia

Niektóre rzeczy się zmieniają - myślę zapalając papierosa. Problemem jest to, że nijak mi to nie wychodzi. Próbuję się zaciągnąć, ale czuję, jakby do moich ust, przełyku i wszelkich najdrobniejszych kanalików wlewało się coś obrzydliwego, ciemnego, mulistego. Zaczynam zastanawiać się nad tym, gdzie i czym mogłam się zarazić, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
Wychodząc na zajęcia otwieram lodówkę, ale nie znajduję niczego, co nie napawałoby mnie obrzydzeniem, więc biorę tylko butelkę kefiru i wychodzę.

Wracam zmęczona, do tego stopnia, że nie mam już na nic ochoty i czuję uderzającą falę gorąca, chyba jednak będę chora.
Najgorszy jest jednak ból w podbrzuszu, który utrzymuje się od kilku dni, mimo tego, że okres powinien był już nadejść. Albo rozkłada mnie jakieś świństwo, albo odstawione miesiąc temu pigułki właśnie nieźle dają mi się w kość.

Jedziemy samochodem, wracając, nie chce mi się rozmawiać, nieustająco chce mi się spać, w dodatku zaczęłam się bać jeździć za kierownicą, nie wiedzieć czemu. Jedyne co muszę zrobić, to wrócić sama do domu pod byle jakim pretekstem i iść po te zakupy. Nareszcie się udaje, wracam więc do domu i staram się nie myśleć, zająć czym innym. Papierosy postanowiłam rzucić pod pretekstem tego, że mi nie smakują - skoro tak się dzieje, niech mi będzie łatwiej. Gotuję więc i głaszczę Kicię. Nie mogąc doczekać do rana idę do łazienki. Minus. Wymiotuję, znów, dotykam obolałych piersi, i idę spać.

Pobudka o czwartej, jest jeszcze ciemno, za oknem nie słychać ptaków, nie słychać szumu drzew, jedynie szelest wody spływającej z umywalki. Plus. Wymiotuję, i próbuję spać. Trzęsę się i nie wiem jak rozgryźć tę zagadkę. Wstaję głaskać Kicię i opowiadam jej historię mojej miłości, opowiadam jej o tym jak to się zawsze kończy. I mówię jej o tajemnicy.

Gdy Kicia umiera to wszystko się kończy. Nagle brzuch przestaje boleć i obezwładnia mnie strach - wszystko się kończy, wszystko odchodzi - czuję przecież jak odchodzi, wiem już że nie ma żadnej tajemnicy, właśnie rozpływa się gdzieś tam, we mnie.
Jedyny ból który mi pozostał jest ostry.
Leżę na podłodze łazienki czterdziestego drugiego dnia i płaczę jak najciszej, aby nikt nie usłyszał, wyjmując z szafki nowe opakowanie tamponów.