niedziela, 18 stycznia 2015

kochaj się

Ponad rok temu moje życie było "prawdziwe". Poza natłokiem pracy oraz standardowym, nadmiernym w moim wypadku, przeżywaniem porażek i sukcesów zawodowych, miało pełną gamę kolorów.

Przeciągałam się rano w wielkim łóżku i wąchałam pachnący płynem mięciutki koc. Chodziłam boso po chłodnej podłodze mieszkania, które uwielbiałam i leniwie przygotowywałam śniadanie. Kuchnia pachniała świeżo parzoną kawą. Paliłam papierosa na balkonie i obserwowałam poczynania sąsiadów, słuchałam kur piejących na polu za osiedlem, patrzyłam na łowców podniebnych wrażeń szybujących na skrzydłach napędzanych wiatrem.
Chodziłam na zakupy, dokonywałam wyborów myśląc na pierwszym miejscu wcale nie o sobie, gotowałam urozmaicone obiady, a po powrocie do domu bawiłam się z moimi chłopcami - fakt, że wszędzie zostawiali włosy, które obklejały więcej niż wszystkie ubrania, ale zawsze okazywali miłość i wprowadzali życie. Do domu pełnego życia. Do tego wracałam pełna wewnętrznej harmonii co wieczór.

I nagle zostałam sama. Bez osoby, którą kochałam i która była całym moim życiem.
Bez poczucia że mam się o kogo troszczyć. Że jestem dla kogoś ważna. Bez mieszkania, które było moim domem. Bez kotów, bez których dłonie nie miały już nic do głaskania. Z pustym kontem, bez możliwości do ruszenia z impetem do przodu. Z niczym. Niestety nie bez emocji.

Po tylu miesiącach nie ma tygodnia abym nie budziła się z poduszką zmoczoną łzami goryczy. Płaczę za miłością, za ramionami które by mnie przytuliły, za możliwością zaufania komukolwiek. Za moimi kotkami, które nigdy już nie przyjdą i nie uderzą mnie nosem w policzek gdy nie będę chciała wstać.
Nie mam dla kogo przygotowywać śniadań, ani gotować pachnących obiadów. Dekorować mieszkania. Sprzątać. Kupować. Stroić się. Nie mam dla kogo wracać tu wieczorami, do pustych murów, i cichych. Nikt mi tu nie odpowie. Nikt nie rozwieje moich lęków, nie porozmawia o wątpliwościach, nie popatrzy, nie odda pocałunku, nie opowie o niczym nowym. Jest zupełnie pusto, a ciszę przerywa tylko tvn24.

Wczoraj pierwszy raz od tak dawna pomyślałam "jest impreza na mieście, może bym na chwilę pojechała" i coś we mnie pękło. Wprawdzie nie pojechałam, ale po kolejnej samotnej nocy nareszcie mnie olśniło - niezależnie od tego kto by się koło mnie pojawił nie wprowadzi do mojego życia ukojenia. Nie odegna demonów i nie przekona że można mu zaufać.

Rozsypaną w pył posadzkę mozolnie sklejam sama.
Sama. Znalazłam nowy dom. Schudłam. Rzuciłam dragi. Dostrzegłam uzależnienie od pracy. Zaczęłam walkę o własne życie. Wyrzuciłam stare ciuchy. Każdy ma na liście podobne punkty, ale one coś znaczą.

Nadal będę padała na kolana wstrząsana falami rozpaczy. Nadal nie przestanę tęsknić za tym co minęło. Ale teraz wiem więcej - mogę to odbudować sama. Wewnątrz swojej głowy.

Sama. Zapewnić sobie spokój, dać ukojenie, pozwolić sobie na pasję, na radość, na głupstwa, na spotkania z innymi ludźmi ale również na samotne wieczory - ale nie smutne. Z książką, filmem a nawet winem.

Dopiero gdy pogodzimy się z samymi sobą i sami będziemy umieli zapełnić sobie czas, a także pokochać siebie - dopiero wtedy życie nabierze sensu.
Dopiero wtedy nie trzeba będzie czekać na kogoś innego by być jego dopełnieniem.
Chcę umieć być całością sama w sobie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Mniej rozczulać się nad sobą,
zregenerować logiczne myślenie na stronie www.geniusz1.pl